Dla zmysłów #17

W maju wszystko jest lepsze. Słońce świeci, kwitną bzy, a pomidory w końcu są smaczne. Nawet deszcz zaskakuje tylko na chwilę, do tego jakoś przyjaźniej niż jeszcze miesiąc wcześniej. Maj to także końcówka roku akademickiego, a moja nowa uczelniana rola wymogła na mnie chwilowe odstawienie pewnych spraw na boczny tor. Na szczęście w końcu, w przerwach między obronami a rysowaniem rzutów elektryki, udało mi się dokończyć urwane wcześniej zdania i uzupełnić zdjęcia.

Tak jak radośnie i różnorodnie było w maju na ulicach, tak patchworkowy i barwny ma być ten wpis.

Zdjęcie: Rett Peek

Dla oczu

Hannę Carpenter obserwuję na Instagramie od lat. Trafiłam na jej konto przypadkiem, kiedy algorytm aplikacji podsunął mi wideo z jej tańczącym mężem i dziećmi (a poczucie rytmu wszyscy mają do pozazdroszczenia). Teraz dzieci są już nastolatkami, ale nie wstydzą się chyba zbytnio obecności matki w cyfrowym świecie, bo nadal przewijają się w jej relacjach. Całą czwórka zapozowała także do sesji zdjęciowej wnętrz rodzinnego domu dla magazynu Domino. A co to jest za wnętrze! Czymże jest minimalizm wobec tak niesamowitych połączeń kolorystycznych, zestawień materiałów, smaczków w postaci odniesień do określonych miejsc lub czasów, zaskakujących detali i kontrastowych wzorów? Hannah mówi, że podróż do Europy kompletnie zmieniła jej upodobania. O pomoc w dopasowaniu starego domu do barwnych osobowości całej szóstki poprosiła więc projektantkę o niemieckich korzeniach, Metę Coleman (komu spodobają się jej projekty, niech zajrzy jeszcze do Beaty Heuman). W domu pełno jest sprytnych rozwiązań DIY, staroci i kadrów jakby wziętych żywcem z filmów Wesa Andersona. Tekst towarzyszący publikacji bardzo ciekawie opowiada o wszystkich tych elementach, ale ze mną została myśl właścicielki, która popchnęła ją do zmian. Chciała mianowicie, żeby jej dzieci widziały, jak podejmuje ryzyko, bez strachu i z pewnością siebie próbuje nowych rzeczy i eksperymentuje. To piękne, że myślenie o tworzeniu przestrzeni, jaką jest dom, może być tak znaczące na zupełnie innych płaszczyznach niż codzienny komfort.

Zdjęcie: Rett Peek

Zdjęcie: Rett Peek

Zdjęcie: Rett Peek

Zdjęcie: Rett Peek

Zdjęcie: Rett Peek

Zdjęcie: Rett Peek

Zdjęcie: Rett Peek

Zdjęcie: Rett Peek

Zdjęcie: Rett Peek

Zdjęcie: Rett Peek

Zdjęcie: Rett Peek

Zdjęcie: Rett Peek

Zdjęcie: Rett Peek

Zdjęcie: Rett Peek


Dla uszu

Z uszami ten temat ma mniej więcej tyle wspólnego, że nie chcę słyszeć, że powinnam napisać o czymś innym. Nie jest to do końca prawda, bo seans filmowy należałoby odbierać na poziomie kilku zmysłów. A tak się złożyło, że trafiłam ostatnio na dwa filmy, które wywołały we nie dziwne poczucie, że oglądając je, robię dokładnie to, co powinnam robić w danym momencie (czy mogłabym napisać coś bardziej pretensjonalnego?). Pierwszym z nich była Ręka Boga, a drugim Licorice Pizza. Oba kameralne, trochę dziwne, ale pięknie nakręcone. Przepełnione tęsknotą i młodzieńczą energią. Badające ten fascynujący stan, kiedy nie jesteś już dzieckiem, ale nie czujesz się dorosłym (stan, który towarzyszy mi nadal). Licorice pizza to popularne kiedyś określenie płyty winylowej, a samo brzmienie tego zestawienia słów kojarzyło się reżyserowi tak nierozerwalnie z latami 70., że wybrał je na tytuł filmu, choć nie odnosi się do niego na ekranie ani razu. Ale lukrecjowa słodycz przełamana goryczą jest piękną analogią wspomnień z dzieciństwa i świetnym opisem charakteru tego filmu. (A kto nie zna sióstr Haim, które u Paula Thomasa Andersona zagrały, niech posłucha ich coveru Shanii Twain).


Dla serca

Przyjaciółka poleciła mi wspaniałą wystawę, którą do 24 lipca można zwiedzać w Miejscu Projektów Zachęty. Happy Family to projekt Karoliny Balcer, w którym plastycznie odnosi się do obszaru zdrowia psychicznego oraz zamiatania problemów pod dywan. Sformułowanie nie jest przypadkowe, ponieważ artystka wykorzystuje techniki tekstylne, prezentując różne problematycznie zachowania w formie tkaniny artystycznej. Prace są bardzo współczesne w wyrazie, a punktem wyjścia są relacje w rodzinie, w której problemy psychiczne pojawiają się od pokoleń. Paradoksalnie dla mnie wystawa była nie przygnębiająca, a krzepiąca. Podziwiam sposób, w jaki Karolina Balcer dobrała środki wyrazu, żeby oswoić ten trudny temat. Zachęcam wszystkich do popołudniowego spaceru po Warszawie i odwiedzenia przy okazji lokalu przy Gałczyńskiego 3. Kto nie może, niech obejrzy krótki film, który przybliży osobistą perspektywę artystki.


Dla ciała

Wspomniałam we wstępie, że pomidory są dla mnie sprawą dużej wagi. I nie tylko o pomidory tu chodzi, a o nowalijki wszelakie. Kiedy na straganach pojawia się bób, rabarbar lub szparagi, mogłabym żywić się tylko nimi. Sceptyków odsyłam na Instagram Dominiki Wójciak, która jest niekwestionowaną królową jarzyn i zna się na ich sezonowym wybieraniu i łączeniu jak nikt inny. Spróbujcie też koniecznie na grillowy ruszt lub patelnię wrzucić sałatę rzymską lub młodą kapustę, a na pewno nie zatęsknicie za mięsem. Miłośnikom dań skupionych na sezonowych warzywach, ale stroniących od kulinarnego wysiłku własnego, sugeruję wizytę w moich ulubionych warszawskich miejscach: Bibendzie oraz Peaches Gastro Girls.


Dla głowy

Pisałam już kiedyś, że moją czytelniczą słabością są opowiadania. Jest coś takiego w krótkiej formie, co w moim odczuciu pozwala autorowi na więcej odwagi. Czytelnikowi chyba łatwiej przełknąć niedopowiedzenia i absurdy, kiedy nie zainwestuje tygodni w śledzenie fabuły. Ostatnio, zupełnym przypadkiem, trafił mi w ręce całkiem niedawno wydany zbiór Twoja kaczka jest moją kaczką autorstwa Deborah Eisenberg. Poza tytułem skusiła mnie świetna okładka, analogiczna do tej ze zbiorem esejów Joan Didion, Dryfując do Betlejem (Wydawnictwo Cyranka oficjalnie nie nazywa tej serii, ale dowiedziałam się, że planują w jej ramach wydawać teksty kobiet, współczesnych klasyczek, które w Polsce nie są szeroko znane). Poszczególne teksty Eisenberg są bardzo konkretne, ironiczne i nieco surrealistyczne. Ale w tej abstrakcji co chwilę łapałam się na tym, że jakaś cząstka bohatera była też cząstką mnie, a niektóre zdania chciałam przepisać na ścianę na wprost łóżka, żeby codziennie na nie patrzeć (na tę chwilę przemawia z niej nadal tylko Witkacy). Wielbicielom opowiadań lub tym, którzy chcą się w tej formie zakochać, niezmiennie polecam wszystkie zbiory J.D. Salingera, wspaniałą Mirandę July i naszego warszawskiego Pawła Sołtysa. A to tylko początek mojej listy!


Dla codziennej dawki inspiracji

Bo w 2022 roku także najczęściej zaglądamy na Instagram: Hannah Carpenter | Meta Coleman | Beata Heuman | Haim | Karolina Balcer | Miejsce Projektów Zachęty | Jarzynova | Rozkoszny | Bibenda | Peaches Gastro Girls | Wydawnictwo Cyranka


Marta

Using Format