Dla zmysłów #11


Flaner (lub też flâneur, czy to nie brzmi lepiej?) to postać, której dni mijały na spacerowaniu, przechadzaniu się po mieście oraz wielogodzinnym obserwowaniu i komentowaniu życia ulicy. Tak - w XIX-wiecznej Francji powstała cała subkultura, utożsamiana z wolnym czasem, bezcelowością i spontaniczną przygodą. I z okazji październikowych urodzin postanowiłam sprezentować samej sobie możliwość poflanerowania solo po Paryżu w jesiennej aurze.

Kocham Paryż, choć to trudna miłość. Nie ma drugiego miasta, w którym czułabym się tak magicznie - jednocześnie u siebie i tak daleko od domu. Ale to był naprawdę wspaniały weekend. Miałam dużo czasu na myślenie o tym, co faktycznie sprawia mi przyjemność, jak lubię spędzać czas.

Zdjęcie: Heju Studio

Dla oczu

Choć mój hotelik przy Place de la Nation był śliczny (polecam Les Piaules, zwłaszcza podróżującym w pojedynkę!), to chciałam pokazać inne wnętrze z tej samej okolicy. To niewielkie mieszkanie zaprojektowane przez duet architektów Hélène Pinaud i Juliena Schwartzmanna. Projekty Heju Studio są dowodem na to, że francuski styl nie wymaga imponującego metrażu, historycznej architektury i szalonego budżetu. Można stworzyć paryski klimat na 45 m2, trzeba jedynie perfekcyjnie wyważyć proporcje elementów nowoczesności i tradycji. Mieszkanie wymagało kompletnego przeorganizowanie funkcjonalnego i generalnego remontu. Pozwoliło to na wydzielenie dużej łazienki, sypialni oraz przestronnego pokoju dziennego z aneksem kuchennym. Dzięki zastosowaniu apli koloru, miękkich organicznych linii i włączeniu niecodziennych materiałów wnętrze jest świeże. Elementy te jednak nie konkurują z historycznymi detalami architektonicznymi - wręcz przeciwnie, podkreślają je przez subtelny kontrast. Żeby osiągnąć taki efekt potrzebna jest duża uwaga przy zestawianiu faktur i tonów, a także zadbanie o piękne detale.

Zdjęcie: Heju Studio

Zdjęcie: Heju StudioZdjęcie: Heju Studio

Zdjęcie: Heju Studio

Zdjęcie: Heju Studio

Zdjęcie: Heju Studio

Zdjęcie: Heju Studio

Zdjęcie: Heju Studio

Zdjęcie: Heju Studio

Zdjęcie: Heju Studio


Dla uszu

Byłam pewna, że moje spacery po paryskich uliczkach będą udźwiękowione podcastami. Los postanowił jednak inaczej i bateria w moim telefonie pozwalała mi co najwyżej od czasu do czasu sprawdzić godzinę i zrobić kilka zdjęć. Ale oczywiście wyszło mi to na dobre, bo mogłam podsłuchiwać rozmowy paryżan, a w mojej głowie i tak w kółko grał utwór Café de Flore. Jeśli piosenka może być najlepszym prezentem, to ta bez wątpienia jest. Mogę słuchać jej całymi dniami, za każdym razem wracam z wdzięcznością myślami do osoby, która pierwszy raz mi ją puściła.


Dla serca

Przed wejściem na pokład samolotu miałam tylko jeden obowiązkowy punkt w swoim programie - była to pierwsza w Europie retrospektywa Vivian Meier w Musée du Luxembourg. Pięknie historię tej niezwykłej fotografki można poznać oglądając fantastyczny film dokumentalny Szukając Vivan Meier. Mnie najbardziej zachwycają jej autoportrety - można uczyć się kreatywności, umiejętności wyłapywania detali i komponowania selfie tak, żeby najważniejsza była fantastyczna kompozycja plastyczna.


Dla ciała

Łatwo byłoby wspomnieć tu o winie, o cukierniach, piekarniach, o francuskiej kuchni. Ale ten wyjazd najwięcej dobrego przyniósł mi pod postacią spacerów. Całe dnie snułam się węższymi i szerszymi uliczkami. Miałam co prawda notatki z rzeczami do zrobienia, miejscami do odwiedzenia i deserami do zjedzenia, ale traktowałam je bardziej jako luźny szkic niż listę rzeczy do odhaczenia. Myślę, że kluczowe dla mojego błogiego nastroju było poczucie, że nic tu nie muszę. Moje trasy nie były skrupulatnie zaplanowane. Co więcej, mogłam każdego dnia wracać do tej samej okolicy i grzać się w słońcu na tej samej ławce w ulubionym parku. Istne szaleństwo! Odkąd wróciłam, praktycznie każdego dnia, pomimo listopadowej pluchy, chodzę po Warszawie. Wykorzystuję każdą okazję, żeby skraść kilkanaście minut na przejście ładną uliczką albo nadrabiam drogi, żeby przejść parkiem zamiast znów tę samą ruchliwą trasą. Co kilka dni wyszukuję piekarnie, których nie znałam, a które stają się pretekstem do małej wycieczki. Dobre pieczywo jest wybornym efektem ubocznym, polecam tę praktykę!


Dla głowy

Nie mogło się lepiej złożyć - w tym roku przypadają dwudzieste urodziny jednego z najpiękniejszych filmów wszech czasów, na pewno jednego z najważniejszych dla mnie. To współczesna baśń, w której groteska miesza się z magią, opowieść o sile marzeń, empatii i drobnych przyjemności. Amelii wolno żyć marzeniami i zamykać się w sobie. Każdy ma niezbywalne prawo do zmarnowania sobie życia. Wiem, że mi też wolno, więc daję sobie prawo do spędzania długich godzin na prowadzeniu drugiego życia w mojej głowie (dawałam sobie prawo zwłaszcza spacerując po Paryżu i puszczając kaczki nad kanałem Saint Martin). Każdemu, kto kiedyś zachwycił się historią Amelii, niech wróci tej jesieni do tego niezwykłego, lirycznego filmu, mimo że czasy są ciężkie dla marzycieli (o czym przypomina mi codziennie cegiełka z tym właśnie cytatem).


Dla codziennej dawki inspiracji

Bo wiadomo, że najczęściej zaglądamy na Instagram: Heju Studio | Les Piaules | Architectural Digest France | Musée du Luxembourg | Le Fabuleux Destin d’Amélie Poulain

A wszystkim łasuchom (i nie tylko) wybierającym się do Paryża polecam moją zapisaną minirelację na Instagramie oraz te pyszne miejscówki: Yann Couvreur | Maison Pierre Hermé | Noir | Coutume | Café de Flore (tak, wiem, ale to piękny banał!) | Fringe | Christophe Michalak | Bouillon Pigalle | Glace Bachir | La Félicité | The French Bastards | Du Pain et des Idées | Kopain


Marta

Using Format